Alex skończył dwa i pół roku, a ostatni miesiąc był niezwykle przełomowy.
Jakieś 2 tygodnie temu, zupełnie niespodziewanie, zawołał że chce siusiu i kazał wysadzić się na kibelek. Od tamtej pory, każde „ci ci” i „blee” ląduje w nocniku lub ubikacji, w zależności od tego, gdzie mamy bliżej. Raz nawet musiałam wysadzić go w krzakach przy placu zabaw, bo mimo iż wciąż nosi pielucho-majtki, nie potrafi już w nie narobić. Tak po prostu. Bez zbędnej presji, nerwów i namawiania. Ponadto, od kiedy przestałam zakładać mu body, potrafi bez niczyjej pomocy ściągnąć spodnie i majtki, a potem usiąść na nocnik, zrobić swoje i zawołać dopiero gdy trzeba podciągnąć mu gatki albo podetrzeć dupcię. Taki samodzielny się zrobił! I tak nagle mi wydoroślał…
Coraz więcej mówi. Ba! On nawet tworzy zdania nadrzędnie i podrzędnie złożone… w swoim własnym, dziecięcym języku. Mimo to, komunikacja między nami przebiega bardzo sprawnie. Alex nie dość że wszystko rozumie, to jeszcze potrafi pewne rzeczy przewidzieć. Kiedy mówię, że Milenka ma kupkę, on już biegnie do mnie z pampersem, chusteczkami i woreczkiem. Na hasło „idziemy na spacer” przynosi swoje buciki i kurtkę, a gdy podczas spaceru dochodzimy do ulicy, od razu podaje mi rękę lub chwyta się wózka.
Jego ulubioną maskotką jest wciąż Miś Uszatek, którego dostał na roczek od mojego taty, a czynność, która przynosi mu najwięcej frajdy, to robienie prania. Ostatnio zaczął mi też pomagać przy prasowaniu i asystować w trakcie gotowania. Moja przyszła synowa będzie zachwycona! 😉
I żeby nie było, że gender i te sprawy, to wszelkie „brum brum” „ciuch ciuch” i „fruuu” też są u niego na porządku dziennym. Wszystko jest jak być powinno! 🙂