Płacze, fochy, histerie, awantury. Te słowa najlepiej oddają to, co zafundował nam w minionym miesiącu nasz synek.
Nie było dnia, ażeby nie wymuszał czegoś histerycznym płaczem i głośnym krzykiem. Nie było dnia bez awantur i dramatycznych gestów z powodu nie czytania mu w myślach i sięgnięcia nie po te buciki, które chciał założyć lub włączenia programu z bajkami akurat wtedy, gdy leciały na nim reklamy. Oberwało mi się za podanie złej łyżeczki do jogurtu, postawienie nocnika w złym miejscu, a nawet za patrzenie w jego stronę, gdy sobie tego nie życzył. Milence nie wolno było tknąć żadnej z jego zabawek, a Tomkowi oglądać wiadomości. Nie wiadomo było, czy śmiać się, czy płakać… Zwłaszcza wtedy, gdy tuż po zrobieniu kupy, odmówił wstania z nocnika, a na każdą próbę ściągnięcia go, reagował wrzaskiem i wierzganiem nogami. Trwało to godzinę i wymagało partyzanckich, siłowych rozwiązań, a gówniany zapach unosił się w naszym salonie jeszcze przez długi czas.
Na szczęście, powoli zaczyna mu ta wścieklizna przechodzić, a na jego kochanym obliczu znów zdecydowane częściej gości uśmiech, niż grymas niezadowolenia.
To chyba jazda na hulajnodze tak go odstresowuje 😉