Jednym Mikołaj wkłada prezenty pod poduszkę, drugim do buta, a jeszcze innym do przygotowanej wcześniej skarpety.
U jednych są to super, extra, wow prezenty, dla drugich coś symbolicznego, a dla innych „tylko” słodycze.
Kiedy byłam dzieckiem, Mikołaj który do mnie przychodził był naprawdę mega wypasiony. Gdy budziłam się rano, obok łóżka czekała na mnie jakaś maskotka bądź lalka, do tego jakieś puzzle / gra planszowa / książka i wielka paczka słodyczy, które siłą rzeczy nie mieściły się pod poduszkę. Uwielbiałam Mikołajki, to właśnie na nie najbardziej czekałam przez cały rok, jednocześnie obiecując sobie, że tym razem na pewno będę czujna i przyłapię brodacza na gorącym uczynku. Taaa… nigdy mi się to nie udało! 😉
Żeby nie było zbyt kolorowo, pod choinkę dostawałam tylko coś symbolicznego – jakąś czekoladę, małą zabawkę albo praktyczne elementy garderoby typu rajstopy, czapka bądź nowe kapcie. Jednak im byłam starsza, tym mniej dostawałam na Mikołaja a więcej pod choinkę, aż w końcu proporcje całkowicie się odwróciły. I właśnie ten odwrócony schemat praktykuję teraz w stosunku do swoich dzieci.
W tym roku obyło się jeszcze bez przygotowań i oczekiwania na przyjście Mikołaja, a prezenty położyłam przy kominku, w dobrze widocznym dla nich miejscu. Natomiast w przyszłym roku zrobimy już wszystko jak należy, począwszy od czyszczenia bucików a na poczęstunku dla Mikołaja skończywszy. Już nie mogę się doczekać!
A jak wygląda to u Was?