- lifestyle
- zdrowie i uroda
- 9 stycznia 2015
- 6
- 0
Mój mąż się odchudza
Po wielu mniej lub bardziej taktownych uwagach dotyczących wielkości jego brzucha, mój mąż postanowił wziąć się wreszcie za siebie. Żeby ułatwić mu start i nie dopuścić do tego, by się rozmyślił, w ramach prezentu gwiazdkowego wykupiłam mu mini pakiet z trenerem personalnym, na który składał się profesjonalny pomiar ciała, skomponowanie diety na 6 tygodni i trzy treningi na siłowni.
Ich pierwsze spotkanie odbyło się jeszcze w starym roku. Tomek został dokładnie zważony i pomierzony z wyodrębnieniem poszczególnych części ciała. Dowiedział się ile ważą jego kości i mięśnie oraz jaki procent jego organizmu stanowi woda, a jaki tłuszcz. Wyliczono mu wiek metaboliczny, stopień otłuszczenia narządów wewnętrznych, dzienne zapotrzebowanie kaloryczne, współczynnik BMI oraz objętość krwi napływającej do penisa w trakcie wzwodu.
Z tym penisem to oczywiście był żart, ale trzeba przyznać, że pomiary są dość szczegółowe 😉
W tym samym dniu ustalona została wstępna dieta, a nazajutrz odbył się pierwszy trening, po którym Tomek miał takie zakwasy, że nawet tak prozaiczna czynność jak picie piwa, okupiona była nie lada cierpieniem. Bo wiecie, ręce i barki robili.
Dieta natomiast szału nie robi. Ale też ciężko wymagać skomponowania super diety dla kogoś kto tego nie je, tamtego nie lubi, a jeszcze inne mu śmierdzi. Dania są więc dość monotematyczne i dominują w niej typowe dla „bycia na diecie” produkty takie jak kurczak, ryż, warzywa, jajka, serek wiejski i owoce. Zalecenie picia wody z cytryną w chwilę po przebudzeniu też nie jest dla mnie żadną nowością (robię tak od kilku lat), natomiast zaskoczeniem jest duża ilość posiłków w ciągu dnia, czyli aż siedem.
Dziwne godziny spożywania posiłków są wynikiem pracy na nocną zmianę i ustalane były jeszcze gdy dorabiałam sobie od rana, a mąż kładł się spać ok godziny 13-tej. Aktualnie wróciliśmy do naszego dawnego rytmu życia, w którym Tomek kładzie się zaraz po pracy i wstaje na obiad, a ja przez cały dzień jestem z dzieciaczkami w domu.
Zdjęcia obecnej sylwetki męża widoczne w nagłówku posta zrobione zostały wczoraj, czyli po dwóch treningach i pięciu dniach diety, a napisanie tego jest jednym z trzech warunków pod którymi pozwolił mi je tu opublikować. Pozostałe dwa dotyczą nie pokazywania twarzy i przerobienia zdjęć tak, żeby nie widać było galaretowatości ciała.
Mniemam, że mi się udało 😉
PS Przyznać się świntuszki, kto szukał penisa na obrazku? 😀