No bez kitu! Dziś mija równy tydzień, od kiedy wróciłam do pracy, a przez ostatnie trzy dni pogoda prawdziwie nas rozpieszcza. Nie pada, nie wieje, świeci słoneczko, ptaszki ćwierkają, motylki latają, kwiatki rozkwitają, trawka się zieleni, dzieci biegają bez kurtek i czapek… a ja całe popołudnia spędzam w magazynie. Noszzz fuck!
Na szczęście, poranne spacerki jak były tak są, a nasz próbny plan tygodnia wydaje się zdawać egzamin i mimo mojego powrotu do pracy, udaje nam się znaleźć czas zarówno na siłownię, jak i na swoje własne przyjemności (czytaj: mi na blogowanie, a Tomkowi na granie na playstation) i siebie nawzajem. Jestem przekonana, że jedyne czego nam obecnie trzeba, to trochę lepszej niż dotąd organizacji, odrobinę dobrych chęci i naprawdę dużo samozaparcia. Najtrudniejsze są zawsze pierwsze dni, a później wszystko idzie już z górki, prawda? PRAWDAAA!?
Proszę, powiedzcie, że tak! 😉