Jeśli nie wiesz o co kaman, cofnij się do poprzednich części:
I dopiero wtedy czytaj to, co poniżej 🙂
– Nie, ale zmusiłeś do ruszenia tyłka.
– To dobrze, bo jeśli chcesz odzyskać telefon, to musisz ruszyć go jeszcze dalej i spotkać się ze mną w przeciągu godziny.
– A dlaczego nie później?
– Bo później już mnie nie będzie.
– Ok, to gdzie się spotkamy?
– Gdzie Ci pasuje. Podjadę samochodem, więc jeśli będziesz punktualnie, miejsce nie robi mi różnicy.
Żeby zyskać na czasie i zachować minimalne względy bezpieczeństwa, umówiłam się z nim na pobliskim przystanku autobusowym. Miałam 55 minut, żeby zrobić się na bóstwo i wykorzystałam je co do sekundy. Odjebana jak ta lala i radosna jak skowronek, ruszyłam w kierunku wyznaczonego miejsca. Ogłupiona ekscytacją, wystawiałam środkowy palec każdemu trąbiącemu na mnie kierowcy, do czasu aż jeden z nich, nie zatrzymał się tuż przy mnie.
– Wskakuj, zanim spowodujesz poważy wypadek – powiedział, a ja bezmyślnie wykonałam to polecenie – Zawsze tak witasz znajomych?
– Tylko wtedy, gdy pomylę ich ze starym zboczeńcem – zaśmiałam się.
– A jaką masz pewność, że nie jestem jednym z nich?
– Taką, że nie jesteś stary – zażartowałam po raz kolejny.
Podobał mi się sposób, w jaki reagował na moje riposty. Ten drżący, powstrzymywany uśmiech, błysk zaskoczenia w oczach i niedowierzające kiwanie głową, na które mogłam patrzeć bez końca.
– Coś nie tak z moją twarzą?
– Nie, dlaczego?
– Nie wiem, po prostu dziwnie mi się przyglądasz.
– Próbuję rozkminić ile masz lat…
– I…?
– … i rozkminić nie mogę.
– Więc niech tak zostanie. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.
– Bardzo śmieszne. Swojego imienia też mi nie zdradzisz?
– Zgadłaś.
– To jak mam się do Ciebie zwracać? Wielmożny Pan Szakal? – parsknęłam ironicznie.
– Samo „Szakal” wystarczy – odparł zadowolony – Masz jeszcze jakieś pytania?
– Owszem. Gdzie jedziemy?
– Po Twoją komórkę, a później odwiozę Cię do domu.
– Jak to!? Myślałam, że masz ją przy sobie.
– Mam tylko kartę, reszty nie dało się uratować.
– Że co, kurwa!? Ale jak? Dla…
– Nieszczęśliwy wypadek.
– Ale…
– Stało się i koniec tematu. Jedziemy kupić Ci nową.
– Nie potrzebuję nowej komórki, chcę swoją Nokię!
– To sobie ją weź, jest w schowku.
– Ja pierdolę… – wyszeptałam, wyciągając szczątki ukochanego telefonu. Wystarczył rzut oka, żeby stwierdzić, że nie nadaje się już do użytku. Zalany ekran, pęknięta obudowa, brak gumki z klawiszami – W pytę! – krzyknęłam po dziecinnemu i założywszy ręce na piersiach, odwróciłam się w stronę okna.
– Tak właśnie myślałem. Jedziemy do Galerii.
Przez następne 10 minut, które zajęło nam dojechanie na miejsce, nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Uparcie wpatrzona w szybę, nie zareagowałam nawet wtedy, gdy zaproponował, żebym weszła do sklepu razem z nim.
– W takim razie, poczekasz tu grzecznie dopóki nie wrócę – powiedział niewzruszony i zablokował wszystkie drzwi.
Jakaż ja byłam wściekła! Łzy bezsilności spłynęły mi po twarzy, znacząc czarne smugi na policzkach i sklejając rzęsy. Pozwoliłam im płynąć jeszcze przez moment, a następnie skupiłam na poprawianiu makijażu. Kiedy na horyzoncie pojawił się Szakal z pakunkiem w ręce, po tej małej chwili słabości, nie było już śladu.
– Proszę, oto Twój telefon – rzekł wręczając mi reklamówkę – a teraz przestań się boczyć i podaj mi swój adres.
– Zawieź mnie tam, skąd wziąłeś. Nie wracam jeszcze do domu.
– Dziadek nie będzie się martwił?
– Nie bardziej, niż gdyby zobaczył mnie z Tobą.
– Bardzo rozsądnie. A teraz udowodnij, że nie był to tylko jednorazowy wyczyn i odpal ten pieprzony telefon, zanim ktoś zgłosi Twoje zaginięcie.
– O kurwa! – uświadomiłam sobie słuszność tej uwagi i z miejsca odechciało mi się dąsów – Gdzie moja karta?
– Już w telefonie.
– Zawsze tak myślisz o wszystkim?
– Zawsze.
– I zawsze jesteś taki tajemniczy?
– Owszem. Bo to wynika z myślenia o wszystkim.
Zamilkłam, przetwarzając tą informację i odwróciłam głowę w stronę okna.
– Już prawie jesteśmy – zauważyłam z dobrze skrywanym żalem. Sytuacja rozwinęła się zupełnie nie po mojej myśli i wizja kolejnego spotkania wydawała się być coraz bardziej odległa – Może mogłabym Ci się jakoś odwdzięczyć? – spytałam desperacko.
– Raczej nie bardzo, zwłaszcza że nie masz za co.
– No jak to, nie mam!? A ten telefon…
– Którego do tej pory nie włączyłaś – przerwał mi.
– A ten telefon… – podjęłam na nowo, ignorując jego uwagę.
– Nie ma o czym mówić. Gdybym nie zaproponował Ci wczoraj drinka, twój stary telefon wciąż byłby sprawny.
– No tak, ale…
– Dziękuję w zupełności wystarczy.
– W takim razie dziękuję.
– Proszę.
I zatrzymał samochód dokładnie w tym samym miejscu, z którego mnie zabrał, nie dodając już ani słowa więcej. Zrobiłam dobrą minę do złej gry i po raz kolejny ukryłam rozczarowanie pod wyćwiczonym uśmiechem.
– Do widzenia Wielmożny Panie Szakal – rzuciłam nonszalancko i widząc, że walczy ze sobą, by się nie uśmiechnąć, zatrzasnęłam za sobą drzwi samochodu.
Po chwili już go nie było.
Ciekawi, co dalej? 😉
No to klik – Wygrzebane z szuflady #5