Już nie proszę, by nigdy mnie nie opuścił.

Anita8a

Wszystko się zmienia. „Jedyna stałą rzeczą w życiu jest zmiana” rzekl niegdyś Heraklit z Efezu i ja podpisuję się pod tym stwierdzeniem wszystkimi kończynami. Każdego dnia doświadczam tej prawdy na sobie, rozglądam się dookoła, spoglądam w lustro i nie mogę nadziwić się zmianom, jakie zaszły w moim życiu, otoczeniu, a w szczególności, we mnie samej…

Gdzie się podziała ta pogubiona dziewczyna, rozdarta między tym co czuje, a co czuć powinna, żyjąca życiem mającym na celu spełnienie marzen innych, niewolnica własnych obietnic, wypowiedzianych naiwnie w przypływie wiary i chwili, która wymalowana pięknymi słowami, nigdy nie znalazła swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości?
Czy ta kobieta z oczami pełnymi spokoju i mądrości, jakiej nabywa się poprzez cierpienie i bol doświadczeń, na które najczęściej skazujemy się sami, żyjąc wbrew swoim przekonaniom, to naprawdę ja!?
I skoro tyle przeszłam, to dlaczego się uśmiecham? Czy nie powinnam mieć twarzy pełnej goryczy, na której zmartwienie wyryłoby w bruzdach swoje piętno, nadając jej wyraz wiecznego niezadowolenia i licencje na „co ty wiesz, o życiu?” i „jeszcze wspomnisz moje słowa” wypowiadane z wyższością przy każdej możliwej sposobności?
Jak to możliwe, że najwięcej do powiedzenia o życiu maja właśnie Ci, którzy nigdy nie odważyli się wyjść ze swojej strefy komfortu i żyć jego pełnią, a Ci, którzy posłuchali głosu serca i podszeptu intuicji, wyszli poza jakieś normy oraz zdobyli się na uczciwość wobec siebie i innych, wciąż są piętnowani i określani jako egoistyczni i wyrachowani?
Dlaczego od małego uczy się nas uzależniać swoje poczucie wartości od opinii innych, szufladkowania i oddawania własnego szczęścia w cudze ręce, zamiast wiary w to, że każdy z nas jest wyjątkowy, kompletny i wyposażony w mądrość decydowania o tym, co dla niego najlepsze?
Za prawdę powiadam Wam, „nie poznaje koleżanki”, a wczorajsza sytuacja sprawiła wręcz, że zastygłam nad swoimi słowami z rozdziawionymi ustami…

Z samego rana, za pośrednictwem statusu porzuconej, informującym o tym, że została właśnie porzucona, obiegła Facebook nowina o rozstaniu pewnej znajomej pary. Posypały się serca i wyrazy współczucia, komentarze pełne udawanego zaskoczenia, oburzenia i niedowierzania, mimo iż tak naprawdę, nikt specjalnie zdziwiony tym nie był. „To było do przewidzenia”, „Dziwie się, że nie zostawił jej wcześniej”, „Przecież jemu i tak nie zależało na tym związku, tak bardzo jak jej” mówili później Ci sami ludzie, a i ja, musze przyznać, pomyślałam podobnie. Wieczorem podzieliłam się swoimi odczuciami i spostrzeżeniami z partnerem, wymieniliśmy uwagi dotyczące zarówno samej sytuacji, jak i faktu upublicznienia jej w sieciach społecznościowych, kiedy nagle zalała mnie fala strachu, a zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Spojrzałam na niego z błaganiem w oczach i wyszeptałam…

„Obiecaj, obiecaj mi proszę, że jeśli kiedykolwiek przestaniesz mnie kochać, to znajdziesz w sobie odwagę, żeby mi o tym powiedzieć i odejść, a ja obiecuję życzyć Ci wtedy szczęścia i uszanować Twoja decyzje”

Dawna ja prosiłaby, żeby on nigdy jej nie opuścił, nowa mnie przeraza natomiast fakt, że znów mogłaby utknąć w układzie pełnym chłodu, obojętności i braku porozumienia, który opiera się na strachu przed byciem samemu i wspólnych zobowiązaniach, zamiast na przyjazni, szacunku i miłości. Kiedys zal mi było osob, od którychś ktos odszedł, teraz zal mi tych, ktorzy pozostaja nieszczęśliwi w swoich związkach, lub z którymi zostano z powodów innych, niz milosc.

Wszystko się zmienia.
Każdy koniec jest jednocześnie początkiem.
Zmiany choc bolesne, są potrzebne i dobre.

Zawsze kochalam pisać.
Wiec wróciłam.

(jak ogarne polskie znaki na klawiaturze, to poprawie wszystkie bledy, nie linczujcie mnie)

/ / / /

Style Selector

Colors

Layout Style

Patterns for Boxed Version

Images for Boxed Version